31 sie 2015

Tęcza, a może coś więcej?



Chciałabym dzisiaj poruszyć temat, który jest mi bardzo mi bliski z powodu empatii i dużej potrzeby wyrażania siebie . Po raz pierwszy (i ostatni) na moim blogu pojawia się post o polskim tytule. Ostatnie wydarzenia upewniły mnie, że nie chcę mieć nic wspólnego z polską mentalnością, a swoje stanowisko mam zamiar oczywiście uzasadnić. Sama nie wiem czy powinnam się rozpisywać co sądzę na ten temat, bo wiele już słów przepełnionych goryczą rzucałam w stronę ludzkiej ciemnoty.
 //Hat - Stradivarius/Shoes - Nike Janoski/Skirt - Zara//
Zacznijmy  bezpośrednio od tematu. Jak dobrze wiecie tęcza stojąca w Warszawie na Placu Zbawiciela została zdjęta. Pozostawiono po niej jedynie żelazną oprawę, która niczym szkielet przypomina wszystkim o porażce. 

 /Shirt - New Look/
Zdemontowanie jej jest oznaką braku akceptacji jakiejkolwiek inności w naszym kraju. Bo moi drodzy to nie był jedynie symbol homoseksualności. To była możliwości do postawienia kroku w przód w naszym zacofanym kraju, który teraz nie tylko stanął w miejscu, lecz się cofnął! Był to symbol niezależności każdej jednostki. Pokazanie ludziom, że każdy z nas ma prawo do bycia tym kim jest, a nie tym kim inni chcą nas uczynić. Zawsze i bez względu na wszystko. Drogą interpretacji i humanistycznych zapędów uważam, że był to swoisty symbol pokoju pomiędzy każdym człowiekiem. Symbol wzajemnego zrozumienia.
//Shirt - New Look/Bag - Italy Bergamo//
W tym temacie nie oczekuję niczyjej aprobaty. Szczególnie widząc skutki sprzeciwu nawet wobec (nie)zwykłego symbolu. Co dopiero czynów. Mimo tego nie ugnę się w swoich przekonaniach, i choćbym do końca życia musiała prowadzić zażartą dyskusję z resztą ludzkości, zamierzam bronić tego co uważam za słuszne. Nikomu oczywiście nie wmawiając istnienia jedynej prawdziwej słuszności. Choćbym chciała, bo uważam, że właśnie to jest właściwa postawa. Zdaje sobie jednak sprawę jak mnie samą irytuje takie podejście. Dlatego wszystkich ludzi z mojego otoczenia staram się zmotywować do dzielenia, (choćby) podobnych przekonań rozmową i wymianą sensownych argumentów. Tak też próbuję dyskutować z innymi osobami. Na marginesie dodam, że dotąd za każdym razem zauważałam pozytywne rezultaty. Nie zawsze oznaczają one odwrócenie czyjegoś punktu widzenia o trzysta-sześćdziesiąt, ale każda nawet mała zmiana sprawia, że nie czuję się aż tak bezsilna. Dlatego też zostawiam po sobie bardzo ryzykowny ślad. Tutaj, na moim własnym skrawku niezależności, który na szczęście dotąd nie został zdemontowany.